Seria "Kółko singielek miejskich" wpadła w moje ręce całkiem niespodziewanie. Wcześniej nic o niej nie słyszałam, jednak gdy dostałam propozycję zrecenzowania dwóch tomów, z chęcią na nią przystałam. Co mnie do tego najbardziej skłoniło? Opisy, które obiecywały mi świetną zabawę podczas lektury. Czy ją otrzymałam? Zapraszam do lektury :)
Są trzy rzeczy, które musicie wiedzieć o Elizabeth Finney:
cierpi na syndrom niepohamowanego sarkazmu, zwłaszcza gdy ktoś wytrąci ją z równowagi,
nikt nie potrafi zdenerwować jej bardziej niż Nico Manganiello,
zdecydowanie wie, na czym polega dzierganie.
Elizabeth Finney ma rację, prawie zawsze i na każdy temat: muzyka boysbandów jest niedoceniana przez społeczeństwo, "bonusy" w relacji z nudnymi przystojniakami są lepsze, gdy w grę nie wchodzi przyjaźń, a jej jedyna w życiu szansa na prawdziwą miłość przeminęła. Gdy jednak Elizabeth rozważa seks bez przyjaźni, szyki miesza jej irytująco charyzmatyczny i szowinistyczny Nico Manganiello, którego miała nadzieję już nigdy nie spotkać. Elizabeth zrobi wszystko, by jej twarde serce nie drgnęło. Zakochać się? Nigdy w życiu!
Do czytania serii zabrałam się trochę od końca. Moim pierwszym wyborem byli "Przyjaciele bez bonusu", prawdopodobnie ze względu na fakt, że ten tytuł dopiero będzie miał swoją premierę. A mając świadomość, iż każdy tom można czytać jako jednotomówkę, postanowiłam zacząć swoją przygodę z piórem Penny Reid właśnie od historii Elizabeth i Nico. I wiecie co, mam teraz duży problem. Obawiam się bowiem, że pierwszy tom nie sprosta tak wysokiemu poziomowi, jaki zaprezentował tom drugi!
"Przyjaciół bez bonusu" zaczęłam czytać pod wpływem chwili - byłam w trakcie lektury innego tytułu i spontanicznie poczułam ochotę sięgnąć po tą książkę. Gdy zaczęłam ją czytać rano, to dopiero wieczorem oderwałam się, gdy już skończyłam. Dawno nie czytałam romansu, który jest jednocześnie tak wciągający, przyjemny, lekki i niezobowiązujący - jednak w innym znaczeniu niż w przypadku każdej innej historii, tu nie ma mowy o ciężarze fabuły czy choćby dłużyznach, wszystko płynie idealnie swoim tempem, a perypetie bohaterów, z pozoru mogłyby się wydać nużące, a wręcz przeciwnie są niezwykle zabawne i przyjemne.
Skoro już wspomniałam bohaterów, to podążmy tym tropem. Elizabeth wraz ze swoją narracją stanowi nie lada gratkę, nie raz nie mogłam opanować śmiechu podczas lektury jej trafiających w sedno powiedzonek. Młoda kobieta stanowiła przyjemne towarzystwo przez całą historię, która nawiasem mówiąc jest lekką cegiełką, i zdecydowanie zasłużyła sobie na miano upartej i zawziętej osoby. Stojący po drugiej stronie barykady Nico to przesympatyczny i pełen uroku mężczyzna. Naprawdę, nie dziwię się żadnej kobiecie, która mu uległa, w końcu przystojniak z włoskim pochodzeniem to naprawdę trudny do wzgardzenia kąsek.
Nie mogę powiedzieć, że tego, co stoi za historią Elizabeth i Nico nie przewidziałam, ponieważ nie było to wcale wyzwaniem, ani szokującym zwrotem akcji. Jednak uważam, że autorka znakomicie wplotła ten wątek w całą fabułę i nie czułam się rozczarowana możliwością odgadnięcia motywów. W najmniejszym stopniu nie zepsuło mi to radości z lektury.
Chcę wspomnieć również bohaterów, którzy niby stoją lekko z boku, ale też stanowią ważny element fabuły. Matka Nico, Rose, wprowadzała atmosferę rozwagi i w odpowiednich momentach naprowadzała młodych na właściwy trop. Bratanica mężczyzny również nie miała problemu ze wzbudzeniem we mnie niezwykle ciepłych uczuć, ale ja po prostu tak reaguję na dzieci, rozczulają mnie.
Chcę wspomnieć również bohaterów, którzy niby stoją lekko z boku, ale też stanowią ważny element fabuły. Matka Nico, Rose, wprowadzała atmosferę rozwagi i w odpowiednich momentach naprowadzała młodych na właściwy trop. Bratanica mężczyzny również nie miała problemu ze wzbudzeniem we mnie niezwykle ciepłych uczuć, ale ja po prostu tak reaguję na dzieci, rozczulają mnie.
"Przyjaciele bez bonusu" to zdecydowanie książka, jakiej potrzebowałam! Odprężyłam się przy niej, uśmiałam i, co ciekawe, wypłakałam. Nie umiem wytłumaczyć magicznych zdolności pióra autorki, ale autentycznie, nawet podczas scen, w których nic tak naprawdę się nie działo, płakałam. Być może czułam potrzebę odreagowania za główną bohaterkę, która jest twardą babką. Albo ja jestem zbyt wrażliwa. Kto wie. Wracając do tematu, chcę wam z całego serca polecić ten tytuł, bowiem jest o nim zupełnie cicho, a zdecydowanie zasługuje na uwagę. Ja już nie mogę się doczekać kolejnych tomów serii :)
Premiera 20 czerwca!
Dziękuję!
Książka, przy której człowiek się odpręża to dobry pomysł na relaks :)
OdpowiedzUsuń