[premierowo] Until Trevor - Aurora Rose Reynolds 📖
Kiedy przychodzi pora na kontynuację serii, która bardzo Ci się spodobała, nie masz innego wyjścia, jak zaparzyć pyszną herbatę i oddać się lekturze :3 Dzisiaj na tapecie - "Until Trevor".
Parę miesięcy temu, może ze dwa lub trzy, premierę miała pierwsza część serii zatytułowana "Until November". Pochłonęłam ją za pierwszym podejściem. Była wciągająca, urocza i po prostu świetna! Sięgając po "Trevora", nie miałam żadnych wątpliwości, że dorówna swojej poprzedniczce. Teraz nadszedł czas, aby skonfrontować moje oczekiwania z rzeczywistością.
Zacznijmy co ponownie było bardzo dobre i trzymało poziom. Po pierwsze, styl autorki. "Until Trevor" czyta się równie szybko, z przyjemnością i przez większość czasu z uśmiechem na twarzy. Po drugie, bohaterowie. Poznając lepiej Liz i Trevora nie tracimy wcale możliwości cieszenia się szczęściem lub przeżywania smutków pozostałych bohaterów. November, Asher oraz pozostali bracia są nieodzownym elementem życia naszej dwójki, co skutkuje tym, że wszędzie ich pełno. Na zakończenie nie mogę nie wspomnieć o oprawie graficznej! Te cudowne pastelowe kolory oraz świetnie dobrana stylistyka i zdjęcie, dają wspaniały efekt.
(Mały edit) Na śmierć zapomniałam! Sposób tworzenia postaci jest naprawdę dobry, ale to dzieci wygrywają charakterem i słodyczą ze wszystkimi!
(Mały edit) Na śmierć zapomniałam! Sposób tworzenia postaci jest naprawdę dobry, ale to dzieci wygrywają charakterem i słodyczą ze wszystkimi!
Czy jest coś co bym zmieniła?
Rozwinęłabym wątek przyjaźni głównych bohaterów. Wiemy, że poznali się jakiś czas temu, wiemy, że zaprzyjaźnili się ze sobą, wiemy do czego pomiędzy nimi doszło. Jednak brakuje mi przejścia przez to. Przeskoczenie tego i po prostu wspomnienie, smuci mnie, ponieważ to właśnie ten etap zapoczątkował ich uczucie. A to o to tu chodzi.
Oprócz tego tak naprawdę chyba tylko jedna dodatkowa kwestia - wydłużenie czasu przez jaki Liz stara się stawiać opór Trevorowi i jego czarowi. Wydaje mi się, że wtedy historia byłaby jeszcze lepsza.
Rozwinęłabym wątek przyjaźni głównych bohaterów. Wiemy, że poznali się jakiś czas temu, wiemy, że zaprzyjaźnili się ze sobą, wiemy do czego pomiędzy nimi doszło. Jednak brakuje mi przejścia przez to. Przeskoczenie tego i po prostu wspomnienie, smuci mnie, ponieważ to właśnie ten etap zapoczątkował ich uczucie. A to o to tu chodzi.
Oprócz tego tak naprawdę chyba tylko jedna dodatkowa kwestia - wydłużenie czasu przez jaki Liz stara się stawiać opór Trevorowi i jego czarowi. Wydaje mi się, że wtedy historia byłaby jeszcze lepsza.
A już teraz jest znakomita! Lekka, rozczulająca, rozgrzewająca serce i wywołująca raz łzy, raz uśmiech. Liz bardzo przeżyła stratę ojca, dlatego gdy w Trevorze odnalazła przyjaciela służącego wsparciem, poczuła się o wiele pewniej. I w tym miejscu się zatrzymajmy. Choć nie znam ich historii z "bezpośredniego" doświadczenia, to czytając miałam poczucie, że znam tą dwójkę i ich relację na wylot. I to jest ciekawe uczucie. Ale dobre. Wracając do biegu wydarzeń. Zwyczajowo na drodze miłości stają różne przeszkody, jednak podczas czytania nie odczuwa się zmęczenia typowymi schematami, nawet jeśli znajdziemy coś schematycznego, to i tak rozejdzie się to po kościach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz