Katy Evans to autorka, której książki notorycznie pojawiają się na moim blogu. Trudno się dziwić, są po prostu świetne. Dlatego gdy pojawia się nowy tytuł, z przyjemnością po niego sięgam. Tym razem padło na "Womanizer"!
Poznaliśmy Malcolma, następnie Tahoe, nadszedł czas Callana! Najlepszy przyjaciel Tahoe, seksowny playboy i ... nowy szef Olivii. Młoda, ambitna dziewczyna opuściła rodzinne strony i wybrała się do Chicago, by postawić wszystko na jedną kartę. Jak to mówią wóz albo przewóz. Olivia chce zdobyć doświadczenie, a następnie powrócić i przedstawić swoje osiągnięcia ludziom, którzy w nią nie wierzyli. Nowe znajomości, wyzwania oraz pewne komplikacje - to wszystko czeka na Olivię w nowej pracy.
Poznaliśmy Malcolma, następnie Tahoe, nadszedł czas Callana! Najlepszy przyjaciel Tahoe, seksowny playboy i ... nowy szef Olivii. Młoda, ambitna dziewczyna opuściła rodzinne strony i wybrała się do Chicago, by postawić wszystko na jedną kartę. Jak to mówią wóz albo przewóz. Olivia chce zdobyć doświadczenie, a następnie powrócić i przedstawić swoje osiągnięcia ludziom, którzy w nią nie wierzyli. Nowe znajomości, wyzwania oraz pewne komplikacje - to wszystko czeka na Olivię w nowej pracy.
Książki Katy Evans lubię ze względu na ich lekkość i przyjemny klimat. Historie miłosne przez nią przedstawione są miłą odskocznią od codzienności, pełne ciepłych uczuć oraz wyrazistych bohaterów. Każdy kolejny tytuł mnie nie zawodzi, co prawda również ze względu na fakt, iż nie wymagam nie wiadomo, jak misternie skonstruowanej historii, po prostu miło spędzonego czasu. I to otrzymuję. Za każdym razem. "Womanizer" w tej kwestii nie odstaje od pozostałych tytułów.
Czytając opinie w internecie towarzyszyło mi swego rodzaju rozczarowanie. Tak, zgadzam się, że jest to książka prawdopodobnie na jeden raz, tak, nie jest to niesamowite odkrycie czegoś, czego w literaturze do tej pory nie było. Zgadzam się z tym wszystkim. Tu jednak wkracza kwestia co kto oczekuje od danej książki. Ja oczekiwałam miło spędzonego czasu w towarzystwie niebanalnych bohaterów, których relacja wywoła we mnie pewne uczucia. I tak było.
Callan był uroczy, momentami diabelnie seksowny, ale jeśli mam być szczera to z paczki przyjaciół wydał mi się... cóż, najbystrzejszy. Jego inteligencja i podejście do pracy uderzyły mnie i pod tym względem sądzę, że wygrywa on z Malcolmem i Tahoe. Każdy jest wyjątkowy pod innym względem.
Olivia to dziewczyna, która najpierw robi lub mówi, a następnie myśli. I to jest naprawdę fajne. Fakt, że autorka tworzy różnorodne postacie sprawia, że czytając kolejny tytuł z serii nie odczuwamy znużenia. Obdarzenie bohaterki wytrwałością oraz ambicją tylko podkręciło atmosferę między nią, a Callanem.
Nie chcę was dłużej zadręczać moimi wywodami. Chcę na zakończenie podkreślić ogrom dobrze spędzonego czasu z "Womanizer" i zachęcić was do sięgnięcia po ten tytuł. Czasami warto obniżyć wymagania, aby otrzymać coś, co nas pozytywnie zaskoczy.
Dziękuję!
Aktualnie czytam swoją pierwszą książkę tej autorki - "Ladies Man" i myślę, że po "Womanizera" tez kiedyś sięgnę, bo podoba mi się styl autorki. I w ogóle :D
OdpowiedzUsuńZabookowany świat Pauli
Nie sięgam po takie książki, bo już mmnie nie zaskakują. Ale twoja recenzja jest ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
polecam-goodbook.blogspot.com
Raczej nie dla mnie Gdyz po przeczytaniu paru paru tytulow tego gatunku raczej juz nic mnie nie zaskoczy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jeszcze nie czytałam, ale mam w planach :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
zapoczytalna.blogspot.com