Książka, której pełno na instagramie. Jej piękna okładka podbija czeluści internetu z każdym dniem zyskując coraz więcej fanów. Ale czy wnętrze książki jest tak samo interesujące, jak okładka?
Gdy zdecydowałam, że jako następną książkę przeczytam "Leonidy" wiedziałam, że nie mam wygórowanych wymagań względem tej pozycji. Spodziewałam się młodzieżówki z odrobiną fantasy, może jakimś wątkiem miłosnym, zdecydowanie lekkiej i odmóżdżającej. Czy rzeczywiście się taka okazała? Otóż nie do końca. Prawda, na początku skupiamy się na szkole, życiu nastolatków i tym podobnych. Jeśli ktoś nie lubi takich klimatów, to początek może go odstraszyć. Potem jednak akcja przyspiesza, a fabuła nabiera nowych kolorów. Niestety nie unikniemy tu niektórych schematów - nowy chłopak w szkole, dziwne wydarzenia z nim związane, czyli nic nowego.
Czym zaskakuje autorka? Faktem, iż nie zamierza nam wszystkiego zdradzić od razu. Na rozwiązania pewnych spraw musimy poczekać, a czytelnikowi pozostaje oczekiwać rozwiązania w kontynuacji serii. A już fenomenem jest podjęcie się oparcia wątku fantastycznego na elementach fizyki i astronomii. Sądzę, że to znakomity sposób, aby zainteresować młodzież tymi tematami. Nie ma nic chyba bardziej zachęcającego, jak dobra książka.
Na zdjęciu powyżej nie widać prawdziwych wymiarów książki, ale wspomnę, że to tomiszcze ma aż 550 stron! Cegiełka, jak się patrzy. Patrząc na nią można się przerazić, poczuć przytłoczonym ilością fabuły w jednej części. Nic bardziej mylnego. Pomimo grubości, książkę czyta się przyjemnie, stosunkowo szybko, a duży druk to tylko ułatwia.
Co z bohaterami? Emi, piętnastolatka uzdolniona artystycznie, przynajmniej w tym tomie okazała się być dość mało wyrazistą postacią. Jej charakter mógł zostać bardziej podkreślony, a osobowość... może lepiej wykreowana. Noa natomiast wydaje się być postacią stworzoną idealnie, aby książka dotarła do serc młodych dziewczyn. Bad boy w całkowitym tego stwierdzenia znaczeniu, od bójek, do przekleństw. Urzeka, szczególnie oczami. Miał chwile, gdy stawał się irytujący, ale w końcowym rozrachunku to on wygrywa.
"Leonidy" to początek serii, której zakończenie koniecznie chcę poznać. Być może tak, jak sądziłam nie jest to arcydzieło, ale wciągnęło mnie tak, że nie chcę się oderwać. Na zakończenie pozostało mi bić pokłony autorce za stworzenie niezwykłej postaci, niewidomego Albana, który pomimo swojego losu jest pełen blasku i życia. Jest na pewno znakomitym akcentem. :)
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Jestem tej książki coraz bardziej ciekawa. :)
OdpowiedzUsuńRównież widzę tę książkę wszędzie na instagramie, urzeka ona okładką no i ilość stron mnie przyciąga, lubię takie cegiełki ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://mieszkajaca-miedzy-literami.blogspot.com/
Jestem już po lekturze i szczerze ? Podobała mi się, mega się wciągnęłam w fabułę. Całą książkę przeczytałam w jeden dzień.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,
Ksiazkowystworek.blogspot.com
Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać do końca roku. :)
OdpowiedzUsuń