Sięgając po książkę autorstwa znanej osoby, która do tej pory nie miała z książką nic wspólnego jako autor, spotykam pewne obawy. Czasami są one uzasadnione, czasami nie. Jeśli jesteście ciekawi czy moje obawy co do "Mirror, mirror" były bezpodstawne, to zapraszam!
Przyjaźń. Zdrada. Ofiara. Tajemnica. Cara Delevingne stworzyła thriller doskonały.
Red, Leo, Rose i Naomi to czwórka młodych przyjaciół. Są inni od pozostałych rówieśników, są odmieńcami. Nie wiedzą, kim są i kim chcą być. Zbliża ich muzyka. Wspólnie zakładają kapelę Mirror, Mirror. Ale nie nacieszą się długo wspólną pasją...
Naomi zostaje wyciągnięta nieprzytomna z rzeki. Pozostając w śpiączce, walczy o życie. Policja twierdzi, że była to nieudana próba samobójcza. Ale jej przyjaciele wcale nie są tego pewni. Każde inaczej reaguje na dramatyczne wydarzenia – Rose zaczyna imprezować jak szalona, Leo wpada w depresję, a Red postanawia samodzielnie odkryć prawdę. Czy Naomi się obudzi? Co zaprowadziło ją na granicę życia i śmierci? A może pytanie powinno brzmieć: kto?
Odpowiedzi na pytania nie przyniosą niczego dobrego. Na jaw wyjdą najmroczniejsze tajemnice. Nic już nie będzie takie samo. Rozbitego lustra nie da się przecież skleić.
Sięgając po "Mirror, mirror" obawiałam się czegoś, czego w żaden sposób nie mogę sprawdzić. Niestety lub na szczęście stety. Mam tu na myśli stopień zaangażowania w pisanie samej Cary, a ilość prawdziwego warsztatu Rowan. Skłaniam się ku stwierdzeniu, iż Delevingne mogła mieć mało wspólnego z samym pisaniem książki. Ale mogę się mylić, nie chcę nikogo obrazić tym stwierdzeniem.
Książka sama w sobie była przyjemna... Jednak to trochę mało. Biorąc pod uwagę, że imię i nazwisko aktorki, modelki i kto wie kogo tam jeszcze jest trzykrotnie większe od samego tytułu, odnoszę wrażenie, że w tym przypadku promotorzy zagraniczni nie stawiali na sukces powieści, a nazwiska gwiazdy. I boli mnie to bardzo, ponieważ coś takiego nie powinno mieć miejsca! Nie po to sięgamy po książkę, aby obcować z naszym idolem, a by poznać kolejną świetną historię!
No właśnie, czy historia takowa była? Język z jakim mamy do czynienia jest typowy dla nastolatków, dlatego ciężko oczekiwać tu niesamowitych opisów i dialogów. Jednak jako tako plasują się w ocenie. Pomysł na fabułę rzeczywiście nie był najgorszy, akcja intryguje, główny wątek również wydaje się być interesujący. Mamy tu do czynienia z retrospekcjami, co jest pewnym urozmaiceniem, jednak całokształt nie jest powalający, po prostu dobry. Najbardziej ubolewam nad zakończeniem, ponieważ było mało efektywne w odniesieniu do prowadzonego wątku.
Poza tym mamy tu do czynienia z dużą powtarzalnością przekleństw. Jestem w stanie zrozumieć, że młodzież w dzisiejszych czasach nie grzeszy przyjemnym językiem, ale to wydało mi się już przesadą. A dziwne zepchnięcie głównych postaci do roli drugoplanowej i bezpłciowa postać sprawcy wywołują rozczarowanie.
"Mirror, mirror" nie nazwałabym thrillem, prędzej młodzieżówką. Jako debiut jest to książka w sumie dobra, wciągająca i dość przyjemna. Pomysł na fabułę został częściowo wykorzystany, ale potencjał został utracony. Koniec końców nadal głowię się ile w tym lustrze odbija się Cary, a ile Rowan.
Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz