Zaskakująca, łamiąca serce, pełna emocji, a jednocześnie zwyczajna? Czy książka może być tak pełna przeciwieństw? "Nasze życzenie" to historia, która udowadnia, że jest to możliwe!
Dziewiętnastoletni Cromwell Dean jest wschodzącą gwiazdą muzyki. Uwielbiają go tysiące, choć tak naprawdę nikt go nie zna. W końcu pojawia się dziewczyna w fioletowej sukience, która potrafi przebić się przez nieprzenikniony mur.
Kiedy Cromwell porzuca Anglię, by studiować muzykę w upalnej Karolinie Południowej, nie liczy na możliwość ponownego spotkania z dziewczyną. I z pewnością nie spodziewa się, że myśl o niej utkwi w jego głowie, niczym nieustannie powtarzająca się piosenka.
Dla Bonnie Farraday muzyka jest całym życiem. Dziewczyna zapisuje każdą nutę w sercu. Dostrzega, że Cromwell ucieka przed swoją przeszłością. Próbuje trzymać się od niego z daleka, ale coś sprawia, że ciągle do niego wraca.
Bonnie jest kolorem w jego ciemności, Cromwell jest biciem jej serca.
Kiedy na jej życie pada cień, chłopak musi zdecydować, czy zostać jej światłem. Tylko on umie to zrobić. Musi pomóc dziewczynie odnaleźć dawno zaginioną w jej kruchym sercu melodię. Musi dodać jej sił za pomocą symfonii, którą tylko on potrafi skomponować.
Symfonii nadziei.
Symfonii miłości.
Symfonii przeznaczonej tylko dla niego i dla niej.
Czytaliście kiedyś książkę, która wywołała u was niekontrolowany napad płaczu? Taki, który trwał mniej więcej parę godzin? Zaczął się przed połową i skończył wraz z końcem książki? Jeśli nie, to jesteś szczęściarzami. Lub pechowcami, jak kto uzna. Ale właśnie taki napad płaczu wywołało u mnie "Nasze życzenie". Mniej więcej od trzydziestu procent książki nie przestawałam płakać. A kiedy już zaczynałam się choć na chwilę uspokajać, to Tillie Cole sprawiała, że ponownie zalewałam się łzami.
I teraz paradoks. Ogrom emocji, który mi towarzyszył i wywoływał taką, a nie inną reakcję, zupełnie nie szedł w parze z zachwytem. Nie zrozumcie mnie źle, ta książka jest naprawdę dobra, znakomita. Pod kątem stylu, wydarzeń, kreacji bohaterów, kolejnych zdarzeń - to wszystko jest idealnie przygotowane. Ale pomimo tego, nie podobała mi się ona bardziej od mojego ukochanego "Gwiazd naszych wina". Jednak wywołała więcej łez i spazmów! Ten właśnie paradoks jest dla mnie tutaj najważniejszy. Ta opowieść była piękna w swojej prostocie, realności oraz prawdziwości. Nie wyolbrzymiała, ukazywała naprawdę trudny przypadek zarówno ze strony Bonnie i jej bliźniaka, jak i Cromwella. I to uznaję za największy urok tej książki, ten przedziwny paradoks.
Cromwell okazał się interesującą postacią. Choć nie podbił mojego serca, wydaje mi się, że nawet nie był tego bliski, to zyskał ogrom mojej sympatii. Pomimo momentów, w których najchętniej bym nim potrząsnęła, naprawdę był czarujący i wzruszający. A Bonnie i jej bliźniak? Oj, nie pozwólcie mi zaczynać. Ich relacja to czyste złoto. Coś pięknego. Jeśli ktoś ma szczęście mieć taką relację w prawdziwym życiu, to jestem jednocześnie zazdrosna i przeszczęśliwa, że jest dane komuś tego zaznać.
W przypadku tej książki nie zamierzam zdradzić wam nawet jednego szczegółu związanego z fabułą. Ja nie zapoznałam się nawet z opisem. Sięgając po "Nasze życzenie" i traktując to dzieło jako czystą niewiadomą, przygotujcie się na zaskoczenie i podziw. Jest to książka przepełniona emocjami, łamiąca serce, nie zostawiająca wam nawet chwili na zastanowienie, odłożenie jej na bok. Tillie Cole ukazała się jako autorka idealna - przemawia do czytelnika, buduje piękną historię opartą na różnego rodzaju bólu, pełną muzyki, jej głębokiego znaczenia oraz miłości. Wszechmocnej miłości.
Dziękuję!
Czyli dobra książka do kawusi / herbatki na wieczór =)
OdpowiedzUsuńCzuje się bardzo zaciekawiona! Uwielbiam książki, które wywołują tyle emocji!
OdpowiedzUsuńJejku, po Twojej recenzji jestem jej naprawdę ciekawa. Wezmę ją pod uwagę na przyszłość. :)
OdpowiedzUsuńKolejna autorka, dla której muszę znaleźć czas ☺
OdpowiedzUsuń