Pamiętacie "Ostrze zdrajcy" ? Początek serii Wielkie Płaszcze? Dla wielu była to lektura znakomita, dla innych wielkie rozczarowanie. Lecz nie o tym dzisiaj będzie mowa. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć wam o "Cieniu rycerza", czyli drugim tomie wspomnianej serii.
Tristia to kraj przeżarty intrygami i korupcją. Idealistyczny młody Król Paelis nie żyje, a Wielkie Płaszcze – legendarni wędrowni trybuni, którzy zaprowadzali w królestwie sprawiedliwość – zostali napiętnowani jako zdrajcy. Lecz tuż przed tym, jak jego głowa została zatknięta na żerdzi, król zobowiązał każdego ze swoich stu czterdziestu czterech trybunów do wykonania innej misji. Falcio Val Mond, Pierwszy Kantor, z pomocą innych Wielkich Płaszczy Kesta i Brastiego wypełnił ostatnie zadanie od jego Króla: odnalazł jego czaroity – a przynajmniej jeden z nich, który zresztą okazał się całkiem czymś, a właściwie kimś, innym niż się spodziewali. Teraz ich zadaniem jest ochrona czaroitu przed tymi, którzy próbują go unicestwić. Nie byłoby z tym żadnego kłopotu, gdyby na ich drodze nie stali daishini, równie legendarna grupa asasynów, nie zapominając o książętach, którzy są zdeterminowani, by zachować władzę w swoim rozbitym królestwie.
Po lekturze zarówno pierwszego, jak i drugiego tomu można śmiało wysunąć stwierdzenie, iż najsilniejszym atutem serii zdecydowanie jest humor. Wszelkiego rodzaju humorystyczne elementy są idealnie wpasowane w nastrój sytuacji i dowodzą lekkiego pióra autora. I w dużej mierze to właśnie ono sprawia, iż mamy chęć czytać dalej. Momenty zwątpienia pojawiają się tu w identycznej kwestii, co w filmie o superbohaterach. Falcio, nasz główny bohater to postać bardzo wyrazista i charakterystyczna, jednak lekko przerysowana. Bowiem kto jest praktycznie nie do pokonania, stawia sobie jako swoistą misję ratowanie wszystkich dookoła, a przy okazji ciągle wpada w kłopoty, z których wychodzi bez szwanku? Tak, jak widać to się zdarza nie tylko w filmach, ale też i książkach.
Być może uprzedzając wypowiedzi typu "a czy to jest naprawdę tak złe?" chcę powiedzieć, że pomimo, iż niewątpliwie jest to bardzo naciągana perspektywa, to historię Falcio śledzi się z przyjemnością i zainteresowaniem. Patrząc na książkę przez pryzmat czystej rozrywki, ten aspekt nie ma najmniejszego znaczenia i wpływu na nasz odbiór opowieści. Wręcz przeciwnie, to właśnie nietypowość i twardość głównego bohatera czynią z "Cienia rycerzy" pełną akcji, wciągającą książkę.
Można więc śmiało powiedzieć, że nie mamy tu do czynienia z syndromem drugiego tomu i ta część nie zawodzi. Autor przygotował dla nas wciągające i zaskakujące dzieło, które pomimo obszernych rozmiarów nie pozwala się nudzić. Chwilowe dłużyzny nie psują dobrej zabawy, a opowiadana historia zdaje się być dla Sebastiena skarbnicą pomysłów. Jeśli lubicie książki, których tempo nie zwalnia, fabuła pęka w szwach od ilości wydarzeń, a całość jest zwieńczona pojedynkami i znakomitym humorem, to polecam wam "Cień rycerza"!
Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz