Pierwszy raz z książką Kirsty Moseley zetknęłam się jeszcze przed pierwszą polską premierą. "Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno" w oryginale skradł moje serce i sprawił, że sięgam po każdą książkę autorstwa Moseley. Nie wszystkie tytuły mi się podobały, np. "Chłopak, który chciał zacząć od nowa" w ogóle nie przypadł mi do gustu. Jednak, gdy otrzymałam propozycję zrecenzowania "Zdobyć Rosie. Początek gry" nie wahałam się nawet przez chwilę! Jeśli jesteście ciekawi, jak wypadł w mojej ocenie owy tytuł to zapraszam do lektury recenzji :)
Niektórzy z nas mają wrodzony dar zdobywania wszystkiego bez praktycznie żadnego wysiłku. Co sobie zamarzą, zaraz pojawia się w zasięgu ich ręki, jedyne co pozostaje to po to sięgnąć. Taką właśnie osobą jest Nate. Przyzwyczajony do kobiet rzucających mu się na szyję mężczyzna nagle znajduje się w sytuacji, która jest dla niego całkowitą nowością - atrakcyjna kobieta nie wykazuje żadnego zainteresowania jego osobą. W ten oto sposób w głowie Nate'a pojawia się myśl, która następnie zostaje powołana do życia jako misja "zdobyć Rosie".
Od dawna wiadomo, że mężczyźni mają pewien zwierzęcy instynkt - pogoni za "ofiarą". Gdy Nate usłyszał po raz pierwszy "nie", w jego głowie zapaliła się mała lampka ostrzegawcza, która zasygnalizowała podjęcie wyzwania. Co mogę powiedzieć o mężczyźnie jako bohaterze? Niewątpliwie jest nieustępliwy, wytrwały oraz pomysłowy. Równie ważną cechą jego osobowości jest wyrozumiałość. Niestety muszę wspomnieć o pewnym niuansie, który lekko mnie irytował w narracji Nate'a. Otóż momentami zachowywał się kolokwialnie mówiąc, jak baba. Zmieniał zdanie, co kilka godzin, aż w końcu chyba sam się pogubił czy goni za Rosie, bo jest atrakcyjna i chce ją zaciągnąć do łóżka czy może po prostu ją polubił. Faceci to jednak ciekawe stworzenia.
Przyszła teraz kolej na Rosie. Uważam, że poza momentami, gdy ulegała urokowi Nate'a i lekko się łamała, to była świetną, silną żeńską postacią. Nie tylko jest przykładem do naśladowania pod kątem, którego nie chcę zdradzać, gdyż byłby to spoiler, lecz także pokazuje czym jest szacunek do samej siebie. Wiele bohaterek z innych znanych tytułów mogłoby się tego od niej nauczyć. Tak więc główni bohaterowie są, jak najbardziej na plus.
Zarówno Nate'a, jak i Rosie mieliśmy już możliwość poznać w poprzednich częściach cyklu, które opowiadały historię Anny i Ashtona. Jednak tam odgrywali oni rolę ważnych przyjaciół, lecz nie głównych bohaterów, a już tym bardziej narratorów. Obecnie dość modny stał się zabieg tworzenia historii bohaterów pobocznych, stąd nie ma co się dziwić, że powstało dzieło o tejże dwójce.
Zarówno Nate'a, jak i Rosie mieliśmy już możliwość poznać w poprzednich częściach cyklu, które opowiadały historię Anny i Ashtona. Jednak tam odgrywali oni rolę ważnych przyjaciół, lecz nie głównych bohaterów, a już tym bardziej narratorów. Obecnie dość modny stał się zabieg tworzenia historii bohaterów pobocznych, stąd nie ma co się dziwić, że powstało dzieło o tejże dwójce.
Tempo rozwijania się akcji... Odnoszę wrażenie, że było idealne. Nie za szybkie, lecz też nie za wolne. Idealnie wyważone. Dzięki temu czytelnik nie ma wrażenia, że pominął niespodziewanie pięćdziesiąt stron i coś jest nie tak. Tak więc kolejny plus.
Co uwielbiam w książkach opowiadających o miłości? Umiejętność autorki, bądź autora, do prowadzenia historii nie tylko na płaszczyźnie uczuć głównych bohaterów. Takie historie mnie strasznie irytują. Chodzi o umiejętność odstąpienia na chwilę od wątku miłosnego i pokazania życia codziennego, problemów oraz wszystkich innych detali. I to Kirsty zrobiła świetnie. Szczególnie w przypadku opisu pracy Nate'a. Nie tylko pokazała na czym ona polega, lecz także jaki ma na niego wpływ. I mnie bardzo się to podobało.
Na zakończenie kilka słów o narracji i stylu. Rozdziały mają zmienną narrację, kilka z perspektywy Nate'a, potem przerywnik oczami Rosie. Oba punkty widzenia są równie przystępne i łatwe w odbiorze. Dzięki temu książkę czyta się przyjemnie i niezwykle szybko. Ale to chyba cecha szczególna twórczości Moseley.
Na zakończenie kilka słów o narracji i stylu. Rozdziały mają zmienną narrację, kilka z perspektywy Nate'a, potem przerywnik oczami Rosie. Oba punkty widzenia są równie przystępne i łatwe w odbiorze. Dzięki temu książkę czyta się przyjemnie i niezwykle szybko. Ale to chyba cecha szczególna twórczości Moseley.
"Zdobyć Rosie. Początek gry" to urocza, pełna uczuć, emocji oraz czułości książka. Uważam, że jest ona znakomitą odmianą po niewiele wnoszących erotykach, a przedstawiona historia to momentami wzruszający romans. I pomimo iż nie podbił mojego serca tak mocno, jak inny tytuł autorstwa Moseley, to muszę sięgnąć po drugi tom, aby poznać zakończenie love story Rosie i Nate'a.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Czytałam jedną książkę tej autorki, która spodobała mi się, ale z czasem doszłam do wniosku, że była bardzo naiwana i szablonowa. Chyba skuszę się na tą pozycję, twoje słowa niezmiernie mnie do tego zachęciły.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
mariadoeseverything.blogspot.com
Wydaje mi się, że czasami dobrą odskocznią jest znany szablon niż wymyślna lektura :)
UsuńFajnie, że wątek poboczny jest dobrze wykreowany, bo też na to najbardziej zwracam uwagę. Jednak mimo wszystko książka raczej nie jest dla mnie, schemat wydaje mi się zbyt prosty. No chyba że będę bardzo chciała się odstresować i oderwać całkowicie od rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńŚwietnie, że podobała Ci się i jest lepsza od ostatnio pojawiających się wszędzie erotyków.
Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe
Czasami tego typu książka jest najlepszym sposobem na odstresowanie :)
UsuńCzytałam dwie bardzo negatywne recenzje na temat tej pozycji, ale sama nie miałam okazji sięgnąć jeszcze po tę autorkę i zapewne długo nie sięgnę, bo nie mam czasu :D
OdpowiedzUsuńNiemniej swietna recenzja, piękne zdjecia są u ciebie i także zostaje na dłużej. :)
Cieszę się że mogłam Ci sprawić lekturę do czytania po angielsku.
Podrugiejstronieokładki
Dziękuję za miłe słowa :)
Usuń